Rozmowa z kierownikiem literackim Teatru Powszechnego w Łodzi Anną Marią Dolińską
Jak długo jest pani związana z Teatrem Powszechnym?
Dwanaście lat.
Jaka była pani droga zawodowa do czasu związania się ze sceną przy ul. Legionów?
Pracę w Teatrze Powszechnym rozpoczęłam na czwartym roku Teatrologii na Uniwersytecie Łódzkim. Wcześniej odbyłam co prawda praktyki w jednym z łódzkich teatrów i byłam redaktorem łódzkiej redakcji Forum Młodych Krytyków jednego z teatralnych portali internetowych, jednak nigdzie nie pracowałam zawodowo. Pamiętam, że kiedy podjęłam decyzję, że będę zdawać na teatrologię, wiele osób z uśmiechem mówiło, że to taka „angelologia” – że miło będzie to studiować, ale co z pracą po takich studiach? Miałam jednak to ogromne szczęście, że mimo, że miałam przed sobą jeszcze rok studiów, Pani dyrektor Ewa Pilawska zaryzykowała i zaproponowała mi pracę w dziale literackim. To było duże wyzwanie dla mnie i ryzyko dla Pani dyrektor. Ale chyba się udało…
Czy dla absolwentki teatrologii na Uniwersytecie Łódzkim praca w Teatrze Powszechnym jest realizacją zawodowych planów i spełnieniem ambicji?
Odkąd pamiętam chciałam pracować w teatrze. Wiadomo, że znalezienie pracy w zawodzie dla absolwentów kulturoznawstwa nie jest proste. Mogę więc powiedzieć, że jestem szczęściarą, bo nie tylko pracuję w moim rodzinnym mieście, ale jeszcze w teatrze, który daje mi okazję ciągłego rozwoju. Mam wrażenie, że to praca która każdego dnia przynosi coś nowego i każe spojrzeć na teatr w zupełnie nowy sposób. Niewielu kierowników literackich ma bowiem okazję pracować przy tak wielu różnorodnych projektach jakie realizowane są w naszym teatrze. Wystarczy wymienić chociażby Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych – jeden z najstarszych festiwali teatru zawodowego w kraju, podczas którego jeszcze jako studentka uczyłam się współczesnego teatru, a dziś pracując przy nim mam okazję poznawać osobiście artystów, o których uczyłam się na studiach i których spektakle wpłynęły na moją decyzję o byciu teatrologiem. Powszechny to także jedyny w Polsce unikatowy projekt Edukacji teatralnej i jedyny w Europie projekt Teatru dla niewidomych i słabo widzących, które pozwalają spojrzeć na teatr z zupełnie innej perspektywy, nieosiągalnej często praktykom, a tym bardziej teoretykom teatru.
Teatr Powszechny ma bardzo różnorodny repertuar, ale najchętniej grywa farsy i komedie. Czy wpływa to na specyfikę pani pracy jako kierownika literackiego?
Nie sądzę jednak by to akurat miało wpływ na specyfikę mojej pracy. Niezależnie od gatunku prezentowanych sztuk procedury zawierania umów i przygotowania do realizacji spektaklu są przecież takie same. Jeśli miałabym wskazać szczególny charakter pracy w Powszechnym to pewnie byłby to fakt, że jesteśmy miejscem, gdzie naprawdę dużo się dzieje. A powiedzenie, że „najchętniej gramy farsy i komedie” to duże uproszczenie. Jesteśmy przecież Polskim Centrum Komedii. Ten autorski projekt generuje całe myślenie o teatrze i sposób jego prowadzenia i obok zasady „Teatr blisko ludzi” determinuje wszystkie podejmowane przez nas działania. Stawiamy sobie za cel prezentację jak najszerszego spektrum komedii, ale przede wszystkim upomnienie się o nią. Mamy bowiem wrażenie, że ten gatunek jest cały czas niedoceniany przez krytyków i twórców teatralnych, utożsamiających go jedynie z farsami, czyli lekką, niewymagającą rozrywką, która sama na siebie zarobi i nie nosi znamion sztuki. A to nieprawda. Wystarczy obejrzeć chociażby nasz spektakl zrealizowany w koprodukcji z Komuną Warszawa „Hannah Arendt. Ucieczka”, który został umieszczony w podsumowaniu roku „Polityki” obok spektakli Krzysztofa Warlikowskiego czy Jana Klaty, by zrozumieć, że teatr komediowy może mieć wiele odsłon.
Rozmawiała: Beata Ostojska